w Granicy. Tak się skończyło moje sobotnie kręcenie, po tym jak dopadła mnie ulewa. Nie było źle, bo w wiatach turystycznych nieopodal rozlokowała się wycieczka emerytów. Jako, że na stolikach stały nie tylko soki, więc miałem okazję usłyszeć: " W wesołym gaju ptaszki śpiewają" , "Czarne oczy" (niestety nie tej piosenki Iwana & Delfina nad czym strasznie ubolewałem :[ ) i jeszcze kilka nieśmiertelnych utworów. Po półtorej godziny takiego przeczekiwania przestało padać i można był jechać dalej. Niestety, z nudów zjadłem wszystkie zapasy, więc trzeba było wracać. Po drodze jeszcze kapeć, a zatrzymywanie się na bagnie, wśród tysięcy komarów do najprzyjemniejszych nie należy. Niektóre nie znane mi wcześniej gatunki przypominały bardziej małe kolibry, niż owady, ale poza tym OK. Objechałem kilka nowych dróżek i przypomniałem sobie parę miejsc w których już dawno nie byłem. Najciekawszy moment na bagnie w okolicach Cisowego, cisza, kompletna głusza, więc gdy nagle zaczęły bić dzwony w kościele w Górkach, to zrobiło to na mnie spore wrażenie :)

Cmentarz w Granicy

Miało być ciut dalej, ale czułem się tak źle, że nie było sensu. Za to ustawiłem waypointa.




Oskalpowane drzewo

Co tu dużo pisać, od dzisiaj obowiązuje zakaz wstępu do lasu, więc trzeba sobie jakoś radzić :) Dzień raczej pechowy, w Bielinach zaatakowały mnie dwa psy wielkości owczarka niemieckiego. O ile w 90% przypadków wystarcza spokojna jazda slalomem, to tym razem spanikowałem i postanowiłem połączyć dwie techniki, czyli próbę ucieczki ze slalomem. Pomysł mocno średni na piaszczystej i dziurawej drodze, o czym przekonałem się podczas lądowania. Skończyło się na zbitym i obtartym prawym kolanie, obolałym obojczyku i lekko zmasakrowanej o pedał lewej łydce. Psy nie ucierpiały, zdążyły uciec zanim się podniosłem :) Odwiedzony waypoint.

W Zamościu


Dąb Powstańców

Dzisiaj próbowałem się zgubić w lesie, ale nie jest to chyba możliwe (szczególnie w słoneczny dzień :P ), więc zrezygnowany wróciłem do domu szlakami :)



Dąb...



... i kamień Romana Kobendzy


Piaskownica w Cisowem. W całeym lesie strasznie sucho i mnóstwo piachu. Jeśli taka pogoda utrzyma się jeszcze tydzień albo dwa, to pewnie będzie zakaz wstępu do KPN.

Miałem dziś nie jeździć, bo w tym tygodniu deficyt czasowy, ale, co było do przewidzenia, nie wytrzymałem i wyrwałem się na godzinkę z domu. Trasa: asfaltem do Wilkowa - rowerowym do Górek - niebieskim po wydmie do Dąbrowy - i żółtym do domu. Jechało się wyjątkowo fajnie i nawet szybko, podejrzana sprawa :) Na jednym ze zjazdów błysnęła mi myśl, dokładnie w momencie kiedy ocierałem się o drzewo, że jednak fajnie byłoby mieć prawdziwe hamulce :) Może kiedyś... ;)

Głównie leśnymi i polnymi drogami. Byłoby idealnie gdyby nie silny wiatr z północy i przerywający łańcuch, przez który trzeba było umiejętnie gospodarować momentem obrotowym :P



Brochów


Gdzie by tu pojechać...


Właśnie gdy chciałem zrobić fotkę, z bagien wystartował łoś, gdzieś tak 20 metrów ode mnie. "Trochę" się zdziwiłem, bo wcześniej wcale go nie zauważyłem. Poza tym na bagnach widziałem parę rozkrzyczanych żurawi, kilka kaczek i mgławice komarów, ale jeszcze bez krwiożerczych zapędów :-E


No i spotkałem żubra, nie wiedziałem, że występują w Kampinosie...

Podobnie jak wczoraj, rano na uczelnię a po powrocie na rower. Dzisiaj w domu byłem jednak trochę wcześniej to i wypad ciut dłuższy. Traska: szlakami żółtym i zielonym do Roztoki, później czerwonym do Wierszy. Powrót już w większości asfaltowy przez Czosnów i Kazuń. Pora roku idealna do jazdy w lesie. Ciepło, zrobiło się zielono ale nie ma jeszcze pokrzyw i krzaków wszelakich, nie ma piasku (aż tak dużo :P ), komary jeszcze nie powyłaziły z bagien, więc można zatrzymać się na dłużej niż 30 sekund, co w lato wcale nie jest takie oczywiste :) Ogólnie super :D

Cmentarz wojenny w Wierszach




Mostek na Kanale Zaborowskim w Roztoce


A to napotkana po drodze czyjaś radosna twórczość :)

Rano na uczelnię, a po południu mała runda po lesie przez Wilków, Górki i Dąbrowę.

Wypad z rodzinką. Mimo, że dawno nie jeździli to dali radę, a najsłabszym ogniwem okazałem się ja, a raczej mój rower. Przed Dąbrową opona postanowiła wybuchnąć, ale w sumie miała prawo, nie miała się już najlepiej. Nie za bardzo chciało mi się tego naprawiać nawet prowizorycznie, więc urządziłem sobie godzinny spacer. Musiałem wyglądać chyba nie najlepiej, bo jakiś gościu na składaczku zagadnął, myśląc że prowadzę rower z wyczerpania: "No i co, zmordował się pan? -Trochę. No i po co było tak daleko jechać?!?" Nie ma to jak słowo pokrzepienia :)

Krótki wypad w ramach akcji "Jeźdź na rowerze i pozbywaj się świątecznych kalorii" :) Zdobyty jeden waypoint.




Ten zając/królik chyba przesadził :)


Łasica


Kapliczka w Krzywej Górze, upamiętniająca rozstrzelanych mieszkańców wioski


Secymin - kraina boćków