Czasem słońce, czasem deszcz

Przez większość dnia piękna, listopadowa pogoda, więc nawet nie miałem zamiaru ruszać się gdzieś z domu. Koło 17 promyk nadziei, zaświeciło słońce. Szybka decyzja, mniej więcej opracowana trasa i w drogę. Przez Wilków i Górki do Granicy, a stamtąd zielonym do Dębu Powstańców. Tam krótka obserwacja nieba, panika i ucieczka przed wielką, czarną chmurą :) Za daleko nie ujechałem, bo już za Bielinami zaczęło padać, a jak dojeżdżałem do Łasicy deszcz zamienił się w małe oberwanie chmury. Rower dzielnie walczył, smar z łańcucha i przerzutek wypłukał się dopiero po 3 kilometrach, ale w zamian wszystko ładnie oblepiło się błotem i piaskiem, więc nie było żadnego problemu. Nad Łasicą ustawiony waypoint. Dalej przez Cisowe i Górki do domu. Nie przepuściłem żadnej kałuży, unikałem tyko tych które mogły sięgać do piast, ale to z lenistwa przed rozbieraniem koła. W domu krótkie, dwugodzinne czyszczenie roweru i można się położyć spać. Dawno się tak fajnie nie jeździło, asfalt to jednak nie to samo :)